Złote Myśli Joja

piątek, 17 kwietnia 2009

Właź, nie pier*ol...


Po zimowych treningach wspinaczkowych na szczycie Garde-robe du Geant które mieliśmy przyjemność relacjonować na naszym blogu nadszedł czas na wypad w plener... No cóż, znudziło nam się wbijanie do szafy w środku nocy bo to już adrenalinka nie ta sama co za pierwszym razem a sąsiedzi uodpornili się na nasze nocne wybryki i nic co dzieje się w 108 nie wydaje im się dziwne...

Zebraliśmy więc ekipę, niestety znowu bez Joja bo Jojo bawi się w globetrottera i podbija Krym i nas bezczelnie osierocił :/ Zapakowaliśmy się więc do bolidu Igora który z głodu mało nie umarł (bolid) i ledwie doczłapał się na Orlen, który szczęśliwie znajduje się 200m od Fafolca. Nakarmiliśmy klijóweczkę i  w pełnym słońcu pomknęliśmy w siną dal... Całe 20 km do doliny Będkowskiej by zdobyć Dupę Słonia... (no tak się skała nazywa) 

Ja jako kompletny wspinaczkowy ignorant stwierdziłem, że będę cykał zdjęcia a oni niech sobie wchodzą. Kuba jednak kazał mi zakładać uprząż i nie marudzić... Dupę Słonia zdobyliśmy więc poszliśmy na inną skałę, podobno jakaś najwyższa w Jurze czy coś. Fakt, żeby wejść na półkę, gdzie mieliśmy rozpocząć wspinaczkę potrzebowaliśmy 20 minut. Szczerze mówiąc stojąc na skarpie 40m nad ziemią myślałem, że już się wspięliśmy ale Kuba z bananem na ryjku stwierdził:

-no to zaczynamy... 

-:O... no chyba Cie poje*ało -pomyślałem

No i wlazłem... 2 razy spadłem ale w końcu wlazłem... Będą ze mnie ludzie :D

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

God save the Queen

W świetle napływających do nas doniesień o pojawiających się wśród czytelników naszego bloga osób bardzo wpływowych pragniemy pozdrowić te sprawujące władze najwyższą.

Jednocześnie, już prywatnie, chciałbym się odciąć od obrazoburczych postów moich kolegów, zamieszczam także link do słów które powtarzam na głos codziennie przed zaśnięciem. ;'D

Reaktywacja



Trochę to trwało ale w końcu się udało i jesteśmy z powrotem! Były małe zawirowania, problemy ale jakoś się wszystko ustabilizowało więc mamy nadzieję, że po miesięcznej przerwie nasz blog wróci do poprzedniej formy...

Pierwszym wydarzeniem minionego miesiąca, o którym warto wspomnieć były moje urodziny :) Z jednej strony miło i sympatycznie, fajna impreza a z drugiej jednak świadomość, że ma się już dwójkę z przodu i nastolatkiem się już raczej więcej nie będzie... Ale nie o tym nie o tym, najważniejszy był oczywiście prezent jaki dostałem  od stałych mieszkańców 108 i tych, którzy bywają tu tak często, że traktowani są już niemal jak lokatorzy  :P  Otóż otrzymałem takie dziwne coś latające... ni to helikopter ni to komar... ale zdalnie sterowane. Po prostu marzenie każdego dzieciaka. Jak tylko rozpakowałem pudełko to po prostu myślałem, że oszaleję z radości... bez kitu, chłopaki chyba nie sądzili, że będę miał z tego taką radochę. Od razu wybiegliśmy na korytarz i zaczęliśmy latać. Nie było istotne, że nie potrafiłem komarem sterować i obudziłem niemal całe skrzydło pukając wszystkim do drzwi tracąc kontrolę nad latającym czymś... Ważne było, że zabawę miałem przednią... Z tym, że zabawa nie trwała zbyt długo bo gdy stery przejęli Jojo z Kubą to helikopter odmówił posłuszeństwa i w pizdu się rozsypał spadając na ziemię spod samego fafikowego sufitu... 

PS. Prezent Joja zdechł prawie miesiąc temu, więc On też się swoim za długo nie nacieszył...

poniedziałek, 2 marca 2009

Daliśmy se siana...


Jako, że aktywność fizyczna jest równie ważna jak wysiłek intelektualny, postanowiliśmy sie w niedzielny wieczór odrobinkę zrelaksować po obfitym matematycznie dniu i pograć w zośkę... Uznaliśmy, że pierwsza w nocy to idealna pora na harce po fafikowym korytarzu. Jojo wolał jednak  grać w komputer albo testować sprężyny w swojej kozetce pieszczotliwie nazywanej przez naszego sąsiada  ze 106 "Dziwką" (wiem, wiem-dwuznaczne ale Jojo po prostu z bananem na twarzy raźnie podskakuje na swoim łóżku jak na trampolinie i czerpie z tego nieopisaną przyjemność)  musieliśmy zatem  uzupełnić nasz skład zawodnikiem ze 106 i fotoreporterką ze 110... Początkowo plan był taki: jak nam się uda wymienić 10 podań bez upadku zośki to idziemy spać... potem próg obniżyliśmy jednak do 5... W końcu pogodził nas portier, Pan Dareczek tekstem: "ej, jest 15 po pierwszej, dajcie se siana" A że Pan Dareczek cieszy się ogólną sympatią wśród Faficzan poszliśmy po prostu do pokoju napisać posta. Z Tadkiem raczej byśmy twardo negocjowali :P Kto zna, ten wie :)

czwartek, 12 lutego 2009

Ej, weź mi tu nie filozuj...


Atmosfera w naszym pokoju siadła dziś totalnie... Jojo parę godzin temu wyjechał, nie ma kto raczyć nas durnymi a zarazem niebanalnymi tekstami, smerfnymi historiami i niecenzuralnymi kawałami. Cholera, nie do wiary, ale uczymy się... I to tak na serio:) Ostatni dzień sesji przed nami... Sesji, która przebiegła w miarę gładko i bezproblemowo pomimo paru potknięć każdego z nas. A niektórzy potknięć się nie spodziewali... No bo fakt, wykładowcom czasem odpi***ala i nie ważne jak wiele umiesz to i tak z pierwszym terminem możesz się pożegnać bo ilość dwój w indeksie musi się zgadzać a i poważanie wśród studentów mieć trzeba, niech się boją, niech zgrzytają zębami, legendą uczelni trzeba być i basta! Chyba co poniektórych w dzieciństwie pogrzebaczem bili i muszą teraz odreagować. Kuba ma jeszcze jeden egzamin z filozofii- a któż to wymyślił... manager-filozof. Ja muszę wreszcie zaliczyć ćwiczenia z mikroekonomii u "Pięknego Grzegorza", który lubi różowe koszule a głos ma jakby usiadł sobie na... No właśnie... a uwalił nas ponad 60 z około setki na roku... kompleksy? Nie wnikajmy... Wogóle ten koleś nie pasuje mi do mojej teorii (ta, ja się z Kuby śmieję, że się uczy filozofii a sam filozofuję)"o poziomie zdziwaczenia wykładowców w zależności od tytułu naukowego" która głosi, że im wyższy tytuł takiego delikwenta tym bardziej ma nasrane do gara... A Grzegorz jest magistrem!!! Strach pomyśleć co to będzie jak pewnego dnia zostanie profesorem... 

niedziela, 8 lutego 2009

Czwarty w 108


Bywa w życiu i tak, że kolega ma urodziny.
Wczoraj, w obliczu takiegoż właśnie dnia odświętnego, na kupno prezentu wybrali się wszyscy na stałe zakwaterowani mieszkańcy sto8 prócz solenizanta Jojasona. W naturalnej konsekwencji znajomości zamiłowań wymienionego cwaniaka udaliśmy się do Saturna sknerożercy, gdzieśmy nieomal kupili, odrzuciwszy pomysł chłodzącej podstawki pod laptopa, pendriva kingstona 8Gb. Coś jednakże mówiło nam, że nie jest to prezent idealny. Szukając natchnienia, sami nie wiedząc jak, zawędrowaliśmy w progi zoologicznego. Kamil pchany dziwną obcą siłą wszedł, niby to zobaczyć czy nie ma tarantuli, niby to o ptasznika zagaić.... Jako że ośmionogów nie mieli, skierowaliśmy się na stoisko akwarystyczne, gdzie Kamil jak zwykle wepchał łapska gdzie nie trzeba, i tylko 0,5 mm pancernego plastiku uratowało jego paluchy od zeżarcia przez pięknego, walecznego i szlachetnego, granatowego bojownika. Było to jak grom z jasnego nieba! Prezent idealny, bo na cholerę mu rybka? Nie to co skarpetki krawat czy pendrive. Spojrzeliśmy po sobie, upewniliśmy się jeszcze tylko czy fish bowl nie znajduje się zbyt na prawo od naszej linii ograniczeń budżetowych, i już godzinę później Jojo mógł udawać że cieszy go niebieska złota rybka!

Rybka zwie się Tango, (mrużył już oczka na imię Rockie ale Jojo się nie zna), jest trenowana na zabójcę pitbulli, tymczasem treningowo zagryza już jamniki, oraz podpitala po kostkach obcych wizytujących 108, żywimy go narybkiem gupików, sercami wołowymi i małymi kotkami.

Będziemy na bieżąco informować jak rozwija się mały Tango.

piątek, 6 lutego 2009

108 sposobów na edukację...


Egzamin, zaliczenie, lulu, egzamin, lulu, zaliczenie, egzamin... jednym słowem SESJA!!! A, że mało tego nie jest i jakbyś się nie starał, ile kawy i plusz aktiwów nie wypił to Panie, nie ogarniesz tego za chu...a (No trzeba jakoś lenistwo usprawiedliwić, prawda?) Tak więc jedynym wyjściem są pomoce naukowe w wersji kieszonkowej... I dziś właśnie niemal cała podłoga w 108 usiana była owymi pomocami od drzwi prawie do okna... Ale po kolei: Najpierw trzeba było pomoce skołować, bo komu by się chciało je produkować??? Są tacy, ale ja osobiście ich nie widziałem, pewnie duchy jakie albo zombiaki... No więc wyprawa na miasteczko, żeby owe pomoce wydrukować i ewentualnie skonsumować szybki obiadek. Powrót do 108 i pierwszy problem... Nożyczki! Przecież nie bedę robił wydzieranki. Ale od czego są inni Faficzanie? Długo nie szukałem, chłopaki w 106 stanęli na wysokości zadania i zabrałem się za wycinanie. Problem numer 2: Taśma klejąca! Nie chciało mi się już pukać do każdych drzwi z głupim pytaniem: ej, macie taśmę? Szybko więc pobiegłem do 304 bo tam taśma była na bank, w końcu tam też przygotowania to jutrzejszego ezaminu z geografii ekonomicznej idą pełną parą. Potem problem nr3: pomieszały mi się części składowe mojej pomocy i potrzebowałem 15 minut i 50% naszej podłogi, żeby ustalić co jest pierwsze, co ostatnie a co pomiędzy... Potem klejenie, składanie i najgorsze: wiedzieć gdzie co jest...  Czy wiem? Okaże się jutro... Jedno wiem na pewno: stolica Madagaskaru to Antananarywa... ale ta nie jest najgorsza... stolicy Sri Lanki nie jestem nawet w stanie napisać a co dopiero wymówić... 

wtorek, 3 lutego 2009

Gdy lodówka nie bangla...


Jojo w weekend postanowił rozmrozić lodówkę... ale nie tak normalnie, o nie! Nie Jojo. On nigdy nic nie zrobi tak jak inni, musi po swojemu... i tak nie zastanawiając się wiele zagotował wodę w czajniku nalał ją do największej patelni jaką posiadamy w 108 (uwierzcie mi, jest ogromna) i włożył do... zamrażarki... Rozmroziła się ponoć ekspresowo! Po udanej wydawałoby się akcji podjął próbę rozruchu tego niezbędnego dla fafikowej egzystencji w 108 urządzenia... bez skutku... Krótko mówiąc Jojo zjebszczył lodówkę! Ale na szczęście mamy zapasową... Jeszcze lepszą i nie mniej pojemną! Więc nasze zapasy spokojnie przetrwają parę najbliższych dni, pod warunkiem, że nie zaleje nas fala gorącego powietrza z Afryki ale o to chyba martwić w lutym się nie musimy...

czwartek, 29 stycznia 2009

O sztuce snu słów kilka...


Wczoraj tradycyjnie poszliśmy spać około 2 wieczorem bo dla nas druga to jeszcze nie w nocy... Wszystko pięknie tylko pobudkę zorganizowałem sobie na godzinę 6.30 (armagedon!!!) a to z tak błahego powodu jakim jest egzamin zerowy z prawa... I odziwo wstałem!!! I nawet drzemki w moim budziku z funkcją telefonu nie włączyłem... Cud po prostu... Zwlokłem się po ciemku z mojego piętrowego łóżka (dzięki Bogu śpię na dole) i jak najciszej wbiłem się w garniak, żeby nikogo nie obudzić... (nieświadom kamiennego snu moich współlokatorów) koło 9 wróciłem, potykając się o butelki postawione koło kosza (właśnie, który śmieci wyniesie?!) robiąc przy tym tyle hałasu, że obudziłem chyba sąsiadów w promieniu 3 pokoi ale nie panów śpiących w samym epicentrum... nie ich! Zjadłem więc śniadanko, nie zważając już na zachowanie ciszy i zacząłem uczyć się do kolejnego zaliczenia, które miało być o 12... Powtarzałem sobie na głos słówka z ruskiego a Oni nawet nie przekręcili się na drugi bok...Po raz kolejny na uczelnię wyszedłem koło 11.30. Co w tym czasie robili Kuba z Jojem? Tak! Spali!!! O 14 wracałem do Fafolca poirytowany, pomyślałem: tak, ja już prawie 8 godzin na nogach a Oni pewnie dopiero oczy otworzyli... albo i nie... Drżącą ręką nacisnąłem klamkę spodziewając się cichych pochrapywań, otworzyłem drzwi, i co? Siedzą zadowoleni przy kompach... "Oooo Kamil!!! gdzie Ty byłeś jak Cię nie było???" Myślałem, że pozabijam!!!

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Bo rozmiar jednak ma znaczenie...


Wczoraj przywiozłem z domu garniak, wiadomo, sesja, egzaminy, jakoś trzeba wyglądać. Pierwszą więc rzeczą jaką zrobiłem po wejściu do 108 to wyjęcie z torby owego garnituru, coby się nie pogniótł za bardzo bo kto mi go uprasuje? Sam bym się za to nie zabrał a i chłopaków o pomoc w tym wypadku bym nie podejrzewał... No i wyjmuję sobie z torby garnitur, krawaty sztuk 4 (po jednym na każdy egzamin i jeden na ewentualna poprawkę) i buty... nagle słysze: "Kur... butów nie wziąłem!!!" podnoszę powoli wzrok i widzę pełne przerażenia spojrzenie Kuby... panika totalna, a my z Jojem, spokojnym tonem, niemal jednocześnie: -"jaki masz rozmiar?" Kuba lekko zakłopotany patrzy na nas jak na kosmitów... -"buta rozmiar, buta Jakubie" rzucił Jojo swoim charakterystycznym, ironicznym tonem. Okazało się, że mamy dokładnie taki sam rozmiar: 42 i zarówno moje jak i Joja buty pasowały jak ulał. I kto mi teraz powie, że rozmiar nie ma znaczenia? Kuba zatem raźnym krokiem poszedł na dzisiejszy egzamin w Jojowych pikolakach i równie raźnym krokiem z egzaminu wrócił, nie wiem czemu wrócił taki rozradowany, może dlatego, że zadał szyku butami Piotrka, może wykazał się wiedzą prawniczą na egzaminie... póki co się nie dowiem bo zasnął. Zasnął bo wie, że sen to zdrowie!

czwartek, 22 stycznia 2009

Fafik 108 Explorers Team.


Wczoraj, dnia 21 stycznia 2009 roku, w godzinach wczesnonocnych, dokonany został udany atak szczytowy na najwyższy, dziewiczy dotąd wierzchołek masywu 108. Zespół trójkowy w składzie Jojo, Kamil i ja sponsorowany przez firmy Prana, LaSportiva, Petzl, Marmot, Beal, Mammut, Snap, E9, Berghaus, North Face, Lost Arrow, Five Ten, Edelrid, Edelweiss, Moon, Franklin, Simond, Mad Rock, Austria Alpin, Black Diamon, DMM, Kong, Camp, Scarpa, Boreal, Evolv, Teva, Tatanka, Flashed, Lafuma, Salewa, Jack Wolfskin, T-Pad, Grivel, Lowe Alpine, Millet, Karrimor, Rocka, Red Chilli, Patagonia, Wild Country, Mountain Hardware, Haglofs, Entreprises, Rab, Gore-Tex, Metolius, i Knorr wykorzystał wczorajsze okno pogodowe (blisko 10'C odwilż) dokonując wejścia w stylu alpejskim (os sight clean free solo full wypas z palcem w nosie) drogą południową o nazwie Garde-robe du Geant (9b+, E15, M20, 120'). W trakcie przejścia nie zakładaliśmy rzadnych punktów asekuracyjnych, co jest istotną w mojej opini informacją zważywszy na eksponowany charakter drogi i fakt iż cała szafa się ruszała. Poniżej zamieszczam topo drogi, zapraszamy do powtórzeń i ewentualnej weryfikacji wyceny.

PS.
Ponadto kolega Jojo kontynuując dobrą passę dokonał eksploracji najgłębszej w rejonie jaskini, dorównującej głębokością, urokiem i stopniem zasyfienia jaskini Głębokiej w górze Kołoczek opodal Podlesiowa.

Dziekujemy firmom Prana, LaSportiva, Petzl, Marmot, Beal, Mammut, Snap, E9, Berghaus, North Face, Lost Arrow, Five Ten, Edelrid, Edelweiss, Moon, Franklin, Simond, Mad Rock, Austria Alpin, Black Diamon, DMM, Kong, Camp, Scarpa, Boreal, Evolv, Teva, Tatanka, Flashed, Lafuma, Salewa, Jack Wolfskin, T-Pad, Grivel, Lowe Alpine, Millet, Karrimor, Rocka, Red Chilli, Patagonia, Wild Country, Mountain Hardware, Haglofs, Entreprises, Rab, Gore-Tex, Metolius za okazane wsparcie sprzetowe.

środa, 21 stycznia 2009

Nic nie jest takie jak się wydaje...

Wczoraj mieliśmy ambitny plan... bardzo ambitny jeden z tych niewykonalnych, otóż postanowiliśmy położyć się spać o godzinie 24.00. O tak wczesnej porze zdarzyło nam sie iść spać... hmmm chyba się nam jeszcze nie zdarzyło. Plan wykonany, a jakże! Jednak jak to zwykle w 108 nie wszystko jest takie jak z początku się wydaje. No bo niby położyliśmy się do łóżek 20 minut po północy, czyli prawie zgodnie z planem ale od położenia się spać snu właściwego droga daleka... w 108 zwłaszcza... W obliczu sesji ktoś rzucił hasło: "co robimy w wakacje?" noo i jak zaczęliśmy planować... to tak planowaliśmy do pierwszej z hakiem i temat nagle płynnie przeszedł na najlepsze filmy i najlepszych aktorów i aktorki przy czym koło 2 Kuba zauważył, że jeszcze żadnej aktorki nie wymieniliśmy... Stwierdziliśmy więc, że widocznie kobiety są słabymi aktorami i już. Zbliżało się już wpół do 3 więc ja mając świadomość, ze baaaardzo rano trzeba wstać i na 10 iść na basen a potem jeszcze napisać 2 kolokwia przypomniałem sobie wierszyk z dzieciństwa "Cisza na morzu...." (pewnie wiecie o co chodzi) Poskutkowało! Ale jak już wcześniej wspomniałem w 108 nie wszystko jest takie jak się wydaje to poskutkowało prawie... a prawie... no właśnie :/ Rozpoczął się koncert odgłosów dziwnych i niecodziennych... Audiofeels się chowa! i kolejne pół godziny zacieszania ryjków przy coraz to nowym dźwięku. Nawet nie spodziewałem się, że może być z tego taka radocha... Jako, że odezwać się nie mógł żaden to zaczęliśmy pisać do siebie smsy... można? Ano można... Przed 4 zasnęliśmy jak dzieci...

poniedziałek, 19 stycznia 2009

Niech mnie ktoś przytuli....

Krakowskie MPK... więcej słów nie trzeba... 

Wystarczy, że zajęcia zaczynają Ci się w srodku nocy, o 7.50 na ten przykład, wychodzisz z Fafolca idziesz spokojnym zaspanym krokiem ulicą Racławicką, która nagle zamienia się w Nowowiejską, dochodzisz do Królewskiej i co widzisz? Służby miejskie rozwijają asfalt... Odkryłeś właśnie kolejną tajemnice Krakowa... Zwijają na noc asfalt... po co!? Nie wiem, może, żeby gołębie nie osrały, może żeby kibice Wisły nie zajumali... no nie wiem po prostu... to wogóle dziwne miasto jest... Potem stoisz na przystanku, czekasz, czekasz, czekasz.... marzniesz... minęły 3 minuty, przyjeżdża upragniona 4 albo 14 i wsiadasz... taaa jak weźmiesz rozpęd to może ci sie uda... a jak nie no to cóż... może ktoś z tyłu ci pomoże :P A potem jedziesz te pieprzone 6 przystanków trzymając się właściwie powietrza bo współpasażerowie raczej nie pozwolą ci się przewrócić... Pół bidy (a właściwie to nawet nie bida) jak jadą koło ciebie sympatyczne koleżanki z uczelni... gorzej jak trafisz na Mocher Beret Army, która raczej nie jest pozytywnie usposobiona do podobnych nam osobników i tylko czeka na to, żeby na cały tramwaj wygłosić przemowę w stylu "jaka ta dzisiejsza młodzież niewychowana" ale ty oczywiście z miną poirytowanego żaka mówisz: "jak babci nie pasuje, to babcia wysiądzie i pierdo*nie te 2 przystanki z buta" zazwyczaj skutkuje, babuszka siedzi te 2 przystanki jak trusia wyglądając z zaciekawieniem przez szybkę... Wreszcie... Lubicz!!! wysiadamy i biegiem na UEk bo tramwaj oczywiście zamiast 15 min jechał 35 i do zajęć została chwila, więc nie rozgaduję się tylko lecę!!!Jak ja kocham krakowskie MPK!!!

czwartek, 15 stycznia 2009

Spokojna Egzystencja Stała Się Je*aną Apokalipsą...

Myślę o niej cały czas, śni mi się po nocach o ile wogóle pozwoli mi usnąć, zawładnęła mną totalnie... Może dlatego, że to pierwsza o której myślę poważnie...pierwsza taka prawdziwa... Bo poprzednie były mi obojętne, były bo po po prostu tak się jakoś złożyło... pierwszej nie poświęcałem zbyt dużo czasu, prawie wcale, ale jej to wystarczało drugą natomiast olałem zupełnie, nie poszedłem nawet na nasze pierwsze spotkanie... nie zależało mi zupełnie... taaa i w ten sposób wypieprzyli mnie z Politechniki :) wypieprzyli bo nie podszedłem do sesji letniej :) Ale ta zbliżająca się po prostu mnie wku*wia! Mikro, matma, prawo, geografia... i to wszystko w ciągu kilku krótkich dni za kilka równie krótkich dzionków... Kuba, też widzę zaczął się przejmować i już drugi albo trzeci dzień siedzi nad hiszpanem ale najbardziej to chyba przejęty jest Jojo... siedzi przed kompem, gra w pasjansa i zaciesza ryjka do Youtuba... beztroska sielanka... 

środa, 14 stycznia 2009

Pod presją...

Jako że chłopacy już od dłuższego czasu trują mi dupę o to abym coś tu
wreszcie napisał, postanowiłem się skupić i napisać tu parę zdań.
Dzisiejszy dzień minął bez większych niespodzianek, pobudka o 11,
wyjście na ćwiczenia z informatyki o 14:50 i chyba najciekawsza część
dnia, czyli konferencja IT Giants na temat: "Wolne oprogramowanie dla
ludzi kochających Wolność". Gwiazdą wieczoru był Richard Stallman, jego
występ na temat free software'u został poprzedzony ledwie półgodzinnym
występem Waldemara Pawlaka. Po skończonej konferencji udaliśmy się do
tawerny Stary Port, celem uczczenia tego wspaniałego widowiska. Wchodząc
do pokoju czekała mnie miła niespodzianka, a mianowicie pudełko po pizzy
spadające na mnie w chwilę po otwarciu drzwi. W związku z późną już porą
wybieram się w objęcia Morfeusza, czym zakończę dzień pełen wrażeń.

Dziękujemy!

Informujemy iż w konsekwencji niezwykłego kurde zainteresowania naszym blogiem przejawiającym się w ilości komentarzy, wejść na dobę i bogatym odzewem społeczności nie tylko internetowej w niedalekiej przyszłości adres zostanie zmieniony na wykupione uprzednio: www.google.com; www.youtube.com; pudelek.pl oraz www.wdahu.com.
Mamy nadzieje iż ułatwi nam to w efekcie kontakt z czytelnikami.

I żywi pozazdrościli umarłym...

Aaaaaaaaaaa..... SEEEEESJJJJAAAAAA.... Dżizys kur*a ja Pier*olę jak to Adaś Miauczyński zwykł mawiać na chwilę po przebudzeniu... A tak faaajnie już było :/ Niestety zbliża się ta nasza zmora ogromniastymi krokami i spędza nam sen z powiek... taaa ale chyba w przenośni bo nawet Tiger i kawusia nie powstrzymały mnie przed godzinną popołudnową drzemką... Jak to wogóle jest? Czy oni zaczęli jakieś g... produkować czy mój kompaktowy organizm (172cm/60kg) po prostu kofeinę ma w głębokim poważaniu? No poległem po prostu, usnąłem jak kłoda ale za to obudziłem się rześki i wypoczęty i gotów do pochłaniania wiedzy... Właśnie... sesja... Dziś nastał ten dzień, w którym otworzyłem wreszcie książkę, nie swoją oczywiście bo nie posiadam-od Kuby pożyczyłem jakże pouczającą i niezwykle głęboką lekturę autorstwa Pani Profesor Zofii Dach (u której mam przyjemność zasypiać na wykładach) o jakże oryginalnym tytule "Mikroekonomia dla studiów licencjackich". BTW, żeby nie było, że ja swoich książek nie mam... mam! a jakże! chociażby Kodeks Cywilny mam...i książkę od rosyjskiego i od geografii i "Rękę Mistrza" Stephena Kinga... mam książki! No i w związku z powyższym doszedłem do wniosku, że uczyć się trzeba i basta! Żeby tylko tego chciejstwa trochę więcej było... ale, że najbliższy egzamin już w środę to chciejstwo zostało zastąpione, przez musiejstwo... zatem kończę i zatapiam się w niezwykle interesującym dziele Pani profesor...

Edukacja

Za sprawą Piotra rusza część naszego bloga zatytułowana "Złote myśli Joja", zbiór przejmujących i mądrych życiowo sentencji naszego uduchowionego kolegi, panchen lamy Joja.
Datki i oferty kupna opcji na akcje jego przyszłej firmy o profilu programistyczno graficznym do mnie.

Sport i rekreacja w Fafosławie

Przy okazji edytowania bloga pragnę
ogłosić nabór na żeńską sekcje wspinaczki sportowej pod opieką kwalifikowanego instruktora Polskiego Związku Alpinizmu, UIAA (International Mountaineering and Climbing Federation) z 30 letnim stażem w TOPRze (służba czynna), czyli mnie.
Bezpłatne zajęcia w liczbie 30 godzin obejmują integracje wewnatrzsekcyjna (28,5 godzin) oraz zajęcia z teorii i praktyki etyki wspinaczkowej (1,5 godziny czyszczenia chwytów na Koronie). Zapisy oraz wnioski o indywidualne kursy wyrównawcze są przyjmowane w pokoju 108 w godzinach 20.00-03.30.


Z tego miejsca pragnę pozdrowić moją kuzynkę Karolinę. ;-*

Codzienna analiza rynku

Po powrocie z dawna planowanego tripiu na uczelnie (angielski na barbarzyńską 9.35; wilki po Królewskiej biegały, a i woźny Fafiona nie wrócił do swej trumny, jak to zwykł za dnia robić) z przyjemnością poinformowałem Jojaska iż jego placement report otrzymał 9,5 na 10 punktów, co z uwzględnieniem faktu iż jest to już trzecia ocena za tą prace (Kamil wszak również ma angielski) daje mu procentowy wynik 284%. Jego pełne dziecięcej radości oczy nie pozwoliły mi jednak wyjawić, iż mgr Gawęda na zaliczenie wymaga minimum 415% i za 284% starym krakowskim zwyczajem wypala piętno na czole rozżarzonym żelazem.

Nadto milo mi dodać, że rozwijają się plany naszej kulturowo-rozrywkowej ekspansji na Fafreda, przewidujące wykorzystanie: dywanu, liny, korytarza i, naturalnie, Joja. Przy odrobinie sprzyjających okoliczności i supporcie gorzkiej z miętą wkrótce przeprowadzona zostanie próba generalna.

wtorek, 13 stycznia 2009

Polowanie na Joja...

Wczoraj ogarnęła nas totalna głupawka... chyba spowodowane  jest to nadmiarem stresu przed nieuchronnie zbliżającą sie sesją i chęcią odreagowania... A zaczęło się dosyć niewinnie, poprosiłem Kubę, żeby mi dał swoją zajebistą 50-cio metrową dynamiczną linę wspinaczkową, żebym powiązał sobie supełki podwójną ósemką zwane. Wiem,wiem powinienem się uczyć, ale czułem, że to jeszcze nie ten moment i weny mi jeszcze trochę brakuje a siedzieć jak ciul jakiś przecież nie będę... Robić coś trzeba. No i stało się...padło hasło "choć zwiążemy Joja" dwa razy Kuba powtarzać nie musiał :P I zaczęłą się szaleńcza pogoń za Jojem z małymi przerwami na pomieszanie sosu i ryżu coby się nie przypaliły bo byliśmy w trakcie gotowania obiadku... Z tym łapaniem nie było wcale tak łatwo... próbowaliśmy metodą na kowboja czyli rzucać lassem, zarzucaliśmy sieć (czyli 50m liny zwinięte w kłębek) ale nie skutkowało... Jojo stawiał opór... cholera, ludzie z kresów to mają jednak krzepę :) Ale koniec końców po jakichś 2 godzinach udało się Piotrka skrępować i choć trochę wytargać po fafikowym korytarzu... choć On nadal utrzymuje, że złapać się nie dał i to wogóle nam się śniło... Ale, że w pokoju mamy demokrację i zarządziliśmy głosowanie to stosunkiem głosów 2:1 Jojo został schwytany!!!

Fotki z akcji mamy tylko dwie i to nienajlepszej jakości bo aparaty w domach zostały i fonem trzeba było robić...

Bloga czas zacząć...

I stało się... Pokój 108  (tak, to ten najbardziej zajebisty pokój) w Fafiku dorobił się się swojego własnego, osobistego bloga!!! Pomysł narodził się dziś (właściwie to wczoraj bo dziś jest już jutro) około 13 rano i cały dzień dojrzewał w naszych głowach... W sumie to jeszcze sami nie wiemy co w tym blogu się znajdzie ale jedno jest pewne, coś będzie... Tymczasem ekipa ze 108 idzie spać bo jutro (dziś) z samego rana czyli o 14.50 trzeba udać się na naszą kochaną (hahah) uczelnie krakowskim UEkiem zwaną...